Jedzenie dla człowieka kiedyś było bardzo proste. Jadł wszystko co mu
smakowało. Nie gotował, nie zastanawiał się nad wartościami
odżywczymi, nie czytał książek o
odżywianiu, a przepisy kulinarne były mu całkowicie obce. Jednak kiedy opuścił
swój raj na ziemi, czyli strefę tropikalną musiał zacząć poszukiwać nowego
rodzaju pożywienia. Wcześniej głównym dostawcą energii było słońce, którego
niestety wraz z odkrywaniem nowych lądów zaczynało brakować. Jednak szybko
okazało się, że człowiek ma bardzo elastyczny układ trawienny. Z czasem do jego
menu, które wcześniej było oparte na liściach, owocach i innych tropikalnych
roślinach trafiły warzywa korzeniowe, grzyby oraz ziarenka znajdujące się w
trawach czyli zboża. Po jakimś okresie ludzie dodali do swojego jadłospisu jaja
ptaków, mleko innych zwierząt, ryby, mięso, narządy i właściwie wszystko co znaleźli
upolowanego zwierzęcia. Był to dość naturalny proces, w którym człowiek starał
się zaspokoić głód energetyczny. Jednak analizując dodawane z czasem nowe
rodzaje żywności szybko zauważymy jak daleko ludzie odbiegli od swojego
pierwotnego pożywienia. W tej publikacji chciałbym się skupić na środkowym
etapie zmiany naszej diety, czyli na warzywach i zbożach, które stosunkowo niedawno
zagościły w naszym menu. Nasza codzienna dieta wydaje się oczywistością jednak nie zawsze taka była. Celem tego
artykułu jest pokazanie jak wiele trujących substancji znajduje się w roślinach
jedzonych przez nas każdego dnia. Nie
mam zamiaru zniechęcać Cię do ich spożywania, a wręcz przeciwnie. Chcę tylko
ukazać, że kiedyś człowiek bardzo dużą wagę przykładał do pozbycia się toksyn z
roślin aby były dla niego bezpieczne, o czym dziś będąc w ciągłym pośpiechu
trochę zapominamy. Gotowy na kolejną paczkę wiedzy? Zaczynamy…
Na początku warto zwrócić uwagę, że dla naszych przodków istotniejsze było pozbycie
się ewentualnych trucizn zawartych w roślinach za pomocą choćby obróbki
cieplnej niż zachowanie wartości odżywczych. Musimy zdać sobie sprawę, że takie
pokarmy jak zboża, strączki czy nawet ziemniaki nie są naszym naturalnym pokarmem. Dlatego ludzie przez tysiące lat
nauczyli się z nimi obchodzić w taki sposób, aby były dla niego jak najlepiej
przyswajalne przy jednoczesnym bezpieczeństwie spożywania. W artykule D5 postarałem się ukazać jak powinniśmy
obchodzić się z roślinami strączkowymi oraz orzechami. Z kolei artykuł, który
właśnie czytasz jest nie jako wstępem do rozważań czy w naszej diecie powinny
dominować pokarmy gotowane czy surowe, na które postaram się znaleźć odpowiedzi
w artykule D9. Jeszcze raz
podkreślam, że nie mam zamiaru
zniechęcić Cię do jedzenia choćby ziemniaków, które w naszej strefie
klimatycznej są głównym dostarczycielem energii, a już w szczególności zimą.
Chcę tylko ukazać rośliny jako żywe istoty mające tak samo wielką chęć
przeżycia jak my ludzie. Zastanawiałeś się jak to jest możliwe, że nasza
planeta ciągle jest przepełniona roślinnością mimo iż rośliny są każdego dnia
atakowane przez owady i zwierzęta chcące je po prostu skonsumować? Odpowiedzi
powinniśmy poszukać w narzędziach obronnych w jakie Natura wyposażyła każdą
żywą istotę na tej planecie, w tym także rośliny. Rośliny, które każdego dnia
są atakowane praktycznie z każdej strony przez bakterie, grzyby czy wspomnienie
owady i zwierzęta, chcąc przetrwać na Ziemi zostały zmuszone do wytworzenia
własnego aparatu obronnego. Ty i ja mamy własny układ odpornościowy, który
neutralizuje wrogich najeźdźców, którym z kolei udało się przebrnąć przez naszą
pierwszą zaporę nosową, płucną czy skórną. Stąd logiczne wydaje się, że rośliny
także mają swój układ odpornościowy, którego nadrzędnym celem jest umożliwienie
przetrwania danej rośliny lub w ostateczności danego gatunku. Rośliny aby nie
zostać zjedzonymi przez bakterie, grzyby itp. produkują liczne substancje
mające na celu uchronić je przed napaścią. Na przykład wiele owoców produkuje
wosk utrudniający dotarcie do wnętrza rośliny drobniejszym ich wrogom. Z kolei
tym, którym się udaje przebrnąć przez tą barierę rośliny przygotowały kolejną
niespodziankę pod postacią choćby salicylanów, które kumulując się w skórze
roślin mają na celu odstraszenie czy po prostu otrucie potencjalnego nieprzyjaciela.
Dla takich istot jak człowiek czy inne zwierzęta mogące zjeść daną rośliną w
całości rośliny wykształciły bardziej subtelny sposób ochrony. W tym przypadku
raczej nie chodzi o ochronę
pojedynczej rośliny tylko nazwijmy to całego gatunku danej rośliny. Aby się
uratować rośliny produkują tysiące przeciwciał i innych trucizn, które mają ocalić
je przed skonsumowaniem w całości (nie
tylko pojedynczego warzywa, ale np. całej grządki – choć umówmy się, że grządki
w naturalnym środowisku nie
występują). Dobrym przykładem jest choćby kwas fitynowy zawarty przede
wszystkim w zbożach, strączkach czy ziemniakach. Dzięki niemu nie jesteśmy w stanie zjeść dużej
ilości danej rośliny naraz, a to przyczynia się do przetrwania gatunku, ponieważ
przynajmniej teoretycznie nie
zerwiemy jej zbyt dużej ilości. Z kolei zjadając surowego ziemniaka
prawdopodobnie zakończylibyśmy nasz posiłek na pierwszym gryzie i to warzywo
mogłoby świętować sukces swojego układu immunologicznego. Jednak człowiek przez
tysiące lat używając swojego bezdyskusyjnie wyjątkowego umysłu nauczył się tak
postępować z żywnością, aby trucizny zawarte w roślinach były dla niego jak
najmniej uciążliwe. Stąd takie nauki jak choćby Ajurweda czy Medycyna Chińska
tak dużą wagę przywiązywały do odpowiedniej obróbki żywności. Zwracają one
uwagę także na różnorodność posiłków aby przypadkiem nie dominowało w naszym menu tylko jedno warzywo, ponieważ to nie trucizna jest śmiertelna, ale
odpowiednia jej dawka. Tak naprawdę wszystko jest trucizną. Przecież nawet woda
wypita w dużej ilości także może okazać się śmiertelna dla człowieka. Dlatego
warto nie przesadzać z jednym
produktem za bardzo.
A więc rośliny produkują różne substancje, które spożyte w nadmiarze przez
zwierzęta mogą wywołać chorobę. Dzięki temu finalnie ilości skonsumowanej
rośliny są mniejsze co przyczynia się do przetrwania gatunku. Jako ciekawostkę
wspomnę o historii jaka zadziała się w Afryce. Tam na jednym obszarze masowo
zaczęły padać zwierzęta. Naukowcy przez długi czas dociekali jaka była
przyczyna zwiększonej śmiertelności u zwierząt. Badali czy przypadkiem woda nie jest zatruta i tym podobne rzeczy.
W końcu doszli do wniosku, że obszar na którym żyły zwierzęta był stosunkowo ubogi
w rośliny w stosunku do zwierząt. Okazało się, że to liście drzew, którymi
żywiły się zwierzęta były dla nich śmiertelnym pokarmem. Najciekawsze w tym wszystkim
jest to, że te same liście normalnie nie
są zagrożeniem dla zwierząt, ale są ich codziennym pokarmem. Przyczyną
pojawiania się większego stężenia trucizn w liściach drzew okazała się ich zbyt
mała ilość na danym obszarze. Rośliny broniąc się przed wyginięciem produkowały
substancję lotną, która nie jako informowała pozostałe rośliny o zagrożeniu. Po
otrzymaniu takiej informacji inne rośliny z tego gatunku produkowały większe
ilości toksyn w swoich liściach. Nieświadome tego zwierzęta jedząc ich liście
przyjmowały coraz to większe ilości toksyn, co przyczyniło się do ich śmierci.
Napisałem nieświadome, ale może zwierzęta zdawały sobie sprawę z zagrożenia (na
przykład poprzez gorzki smak liści), tylko nie
miały wyboru co do jedzenia innych roślin. Możliwe jest, że gdyby na tym samym
obszarze rosły inne rośliny nadające się do jedzenia, dla tych zwierząt masowa
umieralność nie miałaby miejsca. Nawet gdyby inne rośliny także produkowały
toksyny, to byłyby one innego rodzaju dzięki czemu organizmy zwierząt miałaby
szansę na przetrwanie. Najciekawsze w tej historii nie jest jednak to, że potwierdza ona chęć roślin do przetrwania,
która objawia się produkcją toksycznych substancji. O tym akurat ludzkość wie
od dawna i zostało to wielokrotnie potwierdzone. To, czego nauczył (lub
przynajmniej powinien) nas ten przypadek, to tego, że zachodzi produkcja
substancji informacyjnych w roślinie zjadanej, które to substancje mają za
zadanie ostrzec jej „braci” przed zagrożeniem. A więc rośliny potrafią ze sobą
„rozmawiać”. Stąd możemy wysunąć dla nas jeden wniosek. Mianowicie lepiej
spożywać warzywa z mniejszych gospodarstw niż tych produkowanych masowo,
ponieważ przynajmniej teoretycznie powinny mieć w sobie mniejsze ilości toksyn.
W przemysłowo produkowanych roślinach ilość danego gatunku na jednym
obszarze jest ogromna i często warzywa są zbierane jednorazowo. Co konfrontując
z opisanym powyżej odkryciem oznacza, że w warzywach zbieranych na samym końcu
ilości toksyn będą największe. Jednak od razu zaznaczam, że nie piszę tego aby wzbudzić w Tobie
jakikolwiek lęk przed warzywami (nawet tymi z supermarketu choć nie jestem ich zwolennikiem). Warzywa,
które jemy każdego dnia znacząco różnią się od tych dziko rosnących. Człowiek
krzyżując na przełomie wieków różne rośliny starał się zredukować w nich ilości
toksyn w stosunku do ich dzikich kuzynów. Efekty tego są różne. Jednak trzeba
przyznać, że w hodowlanych roślinach mamy więcej jadalnych części warzyw i
czasem ilości toksycznych substancji są mniejsze. Dzięki temu jesteśmy w stanie
zjeść wiele liści sałaty na raz bez uszczerbku na zdrowiu. Jednak mniej trujące
warzywa dla nas to także mniej odporne rośliny na ataki owadów, grzybów czy
nawet zmiennej pogody. Dlatego dziś uprawiane warzywa są o wiele słabsze i
rolnicy „muszą” je chronić takimi środkami jak choćby pestycydy. Jako zwierzęta
mamy to niewątpliwe szczęście, że nasze ciało zostało wyposażone w wątrobę,
która posiada zdolność do neutralizacji substancji toksycznych zawartych w
warzywach. Jeśli nasze ciało nie
jest obciążone innymi toksynami, to wątroba faktycznie daje sobie radę z dużą
częścią trucizn zawartych w roślinach dzięki czemu nasz organizm nie odczuwa ich skutków. Trzeba jednak
zauważyć, że u większości z nas toksyny zjadane wraz z warzywami nie są jedynymi, z którymi musi radzić
sobie wątroba, a raczej są małą częścią, którą ją obciąża. Warto jednak
zauważyć, że ludzie zostali wyposażeni w system kontroli wpuszczanych do
organizmu substancji, który kryje się pod zmysłem smaku. Na podstawie tego co
nam w danej chwili smakuje i na co mamy ochotę (przynajmniej teoretycznie)
powinniśmy dobierać dla siebie najlepsze produkty na dany posiłek. Jeśli nasze
ciało będzie w równowadze, to zmysł smaku będzie grał pierwsze skrzypce przy
doborze produktów. Umówmy się jednak, że nasz naturalny instynkt przepadł
gdzieś w oddali i zajmie nam kilka lat aby go odnaleźć. Mimo wszystko jest
jeden smak, który mamy mocno rozwinięty i większość z nas za bardzo za nim
nie przepada. Mianowicie jest to smak gorzki, który powinien ostrzegać nas
przed truciznami zawartymi w pożywieniu. Gorzkie rośliny zawierają w sobie alkaloidy,
które mogą być dla nas trujące. Dlatego tak mocno się krzywimy i nie mamy
ochoty na jedzenie mocno gorzkie. Jednak z drugiej strony gorzki smak oczyszcza
organizm i wiele leczniczych ziół opartych jest właśnie na smaku gorzkim. Także
duża ilość dobroczynnych warzyw, szczególnie zielonych ma zabarwienie smaku
gorzkiego, jednak zawarte w nich rozmaite związki niejako neutralizują toksyny
dobrze nas odżywiając przy jednoczesnym oczyszczaniu. Stąd wysuwa się jeden
wniosek, że smak gorzki może nas chronić przed substancjami toksycznymi, ale
może też być pożądany w czasie kiedy organizm potrzebuje oczyszczenia. Tutaj
niestety nie ma prostej zasady jak
się nim kierować, ale napisałem o nim z innego powodu. Mianowicie jak się
dobrze zastanowimy wiele roślin z natury o smaku gorzkim po odpowiedniej
obróbce traci go bezpowrotnie. Może to nam sugerować pozbycie się choćby zazwyczaj
toksycznych dla nas alkaloidów za pomocą gotowania. Z drugiej strony wiele
roślin niejadalnych w formie naturalnej po obróbce cieplnej staje się dla nas
jadalnymi. Idąc dalej zboża odpowiednio
przygotowane do wypieku poprzez poddanie ich procesowi fermentacji stają się
dla nas bezpieczne. Ogólnie proces fermentacji potrafi zneutralizować wiele
trujących dla naszych ciał substancji. A więc może lepiej jeść poddane obróbce
cieplnej czy fermentacyjnej pożywienie niż w formie naturalnej? Na to pytanie
postaramy się odpowiedzieć w artykule z serii D.
Z tego artykułu chciałbym aby utkwił nam jeden wniosek. Mianowicie nawoływanie
nas do jedzenia roślin tylko w formie naturalnej może mieć dla nas dość
katastrofalne skutki zdrowotne. Nie
ma wątpliwości co do tego, że warzywa nie
poddane choćby obróbce cieplnej mają w sobie więcej wartości odżywczych. Jednak
musimy zdawać sobie sprawę, że takie warzywa często mają też w sobie więcej naturalnych
trucizn, których spożycie w nadmiarze może być dla nas niebezpieczne. Skoro już
powiedzieliśmy sobie o ziemniaku, to na jego przykładzie powiedzmy sobie kilka
słów o truciznach w roślinach. A więc ziemniaki aby się uchronić produkują
różne glikoalkaloidy, a w tym solaninę której najwięcej znajduje się zazwyczaj
pod skórką. Największe stężenie tej toksyny znajdziemy w zielonych ziemniakach
(także w tych tylko częściowo zabarwionych na zielono) oraz w ziemniakach długo
przechowywanych (przy okazji wspomnę, że najlepiej przechowywać ziemniaki w
ciemności, ponieważ światło wpływa na wzrost produkcji solaniny). Dlatego warto
odrzucać na kompost wszystkie ziemniaki z zielonymi plamkami. Z kolei wiosną
wszystkie ziemniaki, które nawet lekko wykiełkowały nie powinny być przez nas jedzone, ponieważ w nich stężenie
solaniny jest największe. Z drugiej strony skoro stężenie solaniny jest
największe pod skórką, to może warto je obierać, a nie gotować w mundurkach? Choć napisanie tego przychodzi mi z pewną
trudnością to wydaje się, że aby pozbyć się toksyn, warto obierać ziemniaki.
Sam przez bardzo długi czas gotowałem ziemniaki (szczególnie młode) w
mundurkach i zjadałem wraz ze skórką ze względu na zachowanie wartości
odżywczych. Dziś jednak jest mi coraz bliżej do stwierdzenia, że jednak warto
je obierać do gotowania. Jeśli już koniecznie chcemy ugotować ziemniaki w
mundurkach, to niech to będą młode ziemniaki, ale po ugotowaniu obierzmy je już
ze skórki (w tym przypadku najlepiej gotować ziemniaki w całości, bez
rozkrawania ich). Szczególnie zaczynajmy obierać ziemniaki jesienią, ponieważ
wraz z upływem czasu przechowywania ilość solaniny w nich rośnie. Zimą i wiosną
nawet lepiej będzie jak grubiej będziemy je obierać. Obróbka termiczna
ziemniaków po części pozbawi je solaniny jednak zawsze jakiś procent jej pozostanie.
Dlatego warto dbać aby ziemniaki nie
pojawiały się u nas przy okazji każdego obiadu i czasem zastępujmy je choćby
kaszami czy ryżami. W moim odczuciu od marca najlepiej na jakiś czas w ogóle
zrezygnować z jedzenia ziemniaków i poczekać na młode ziemniaki (stare
ziemianki mają w sobie największe stężenie solaniny). Poza tym warto poprawiać
strawność ziemniaków poprzez dodawanie do nich tłuszczów (jak już wielokrotnie
wspominałem ja polewam je olejem lnianym, ale też może to być dobre masło). A
więc na przykładzie prostego ziemniaka widzimy jak wiele zależy od naszego
podejścia do niego. Idąc dalej praktycznie wszystkie niedojrzałe rośliny mają w
sobie największe ilości toksyn. Na przykład zielone pomidory także powinniśmy
odrzucać, ponieważ w nich znajdziemy z kolei duże ilości toksycznej tomatyny. Stąd
wysuwa się dla nas wniosek, że warto zjadać warzywa tylko w formie dojrzałej. Z
kolei o kwasie szczawiowym zawartym w szczawiu słyszała większość z nas. Jednak
musimy pamiętać, że kwas szczawiowy znajdziemy także w szpinaku, herbacie czy
kakao. W moim odczuciu przy odpowiedniej podaży wapnia, kwas szczawiowy nie jest dla nas zagrożeniem, ale aby
wapń dostarczyć warto akurat szczaw, szpinak czy kakao jadać na surowo. I tak
możemy praktycznie wymieniać każde warzywo. Jednak pamiętajmy, że to nie substancja czyni truciznę, ale jej
dawka. Dlatego dbaj o różnorodną dietę, albo przynajmniej nie jedz jakiegoś konkretnego produktu w dużych ilościach aby uchronić
się przed substancjami, które w większych dawkach stają się dla naszych ciał
trucizną.
Powiedzmy sobie też kilka słów o zbożach. Przy okazji artykułu o pszenicy
wspomniałem jak zboża są dla nas ciężkostrawnym produktem. W przypadku zbóż
najczęściej mówi się o kwasie fitowym (zawierają go również inne warzywa, a w
tym ziemniaki, orzechy i strączki). Kwas fitowy hamuje wchłanianie minerałów
oraz aktywność enzymów trawiennych. Czasem wystarczy jego niewielka ilość aby
skutecznie zubożyć nasze ciało o substancje odżywcze. Jedząc źle obrobione zboża
przy zachowaniu nawet wysoko odżywczej diety narażamy się na niedostateczną podaż składników
mineralnych dla naszego organizmu co może przyczynić się do wielu chorób.
Przecież poza wodą jesteśmy zbudowani z minerałów i ich ewentualne braki muszą odbić
się na naszym zdrowiu. Nawet tak ostatnio popularne wśród kobiet choroby
tarczycy mogą mieć swój początek właśnie w braku odpowiednich minerałów w
diecie. Aby enzymy tarczycy mogły wyprodukować hormony potrzebne są dość duże
ilości pierwiastków, a w tym także tych śladowych jak selen, jod, mangan czy
cynk. Czyli jedząc źle przygotowane zboża pozbawiamy się możliwości wchłonięcia
minerałów przyczyniając się do braku zdolności wyprodukowania odpowiedniej
dawki hormonów. To spowoduje, że zaczniemy mówić o niedoczynności tarczycy
(choć jest to tylko jedna z wielu możliwości przyczyn tej choroby). Idąc dalej
pełne i nieprzetworzone zboża
zawierają w sobie neurotoksyny czy lektyny oraz wiele innych związków, które
niekoniecznie są dla nas korzystne. Dziś dzięki badaniom naukowym wiem, że
namaczanie, kiełkowanie i szczególnie poddanie fermentacji pozwala mocno
zredukować ilości choćby kwasu fitowego w ziarnach zbóż. Jednak jak
przygotowywać zboża do konsumpcji napiszę w jednym z artykułów z serii D. Dziś wspomnę jeszcze tylko, że
niekoniecznie pełne ziarno może być najzdrowsze. Okazuje się bowiem, że wiele
toksycznych substancji zawartych jest w łupinach i zarodku. Dlatego
niekoniecznie wszystkie produkty pełnoziarniste są dla nas najzdrowsze. Na
przykład ryż brązowy może w ostateczności mieć podobną przyswajalność
substancji odżywczych co ryż oczyszczony mimo iż pierwotnie jest oczywiście
bardziej odżywczy. Odpowiedzią na tą sprzeczność jest zdecydowanie większa
obecność kwasu fitowego w ryżu pełnoziarnistym i innych substancji, które w
skrócie możemy nazwać anty-odżywczymi. Jednak z drugiej strony toksyny zawarte
w ryżu dobrze neutralizują skiszone warzywa o dużej zawartości witaminy C lub
po prostu odpowiednie wcześniejsze przygotowanie ryżu choćby po przez namaczanie.
Kończąc wątek zbóż jako ciekawostkę wspomnę, że wiele ludów tubylczych
preferowało biały chleb uzyskany z mąki oczyszczonej. Może jednak była w tym
jakaś logika aby pozbyć się łupin i zarodka dziś przez nas tak chełbionych? O
tym jednak w odpowiedniej publikacji.
Nie wiem czy zauważyłeś ale mało mówiliśmy sobie o owocach. Tutaj
obowiązuje podobna zasada jak przy warzywach mówiąca o tym, że niedojrzałe
rośliny zawierają w sobie większe stężenia toksyn. Dlatego owoce jedz tylko
dojrzałe. W przypadku owoców najczęściej mówimy o szkodliwych dla nas
salicylanach jednak badania pokazują, że wraz z dojrzewaniem owoców stężenie
ich spada. Jednak warto dbać aby nasze owoce dojrzewały będąc jeszcze na krzaku,
a nie w sklepie czy w naszym domu. Wiem, że czasem to mało możliwe dlatego
dbajmy chociaż aby nasze owoce dojrzewały w świetle naturalnym, a niedojrzałych
po prostu nie jedzmy. Z drugiej
strony jak się dobrze nad tym zastanowimy, to dojrzewanie owoców również jest jakimś
procesem obróbki. Możemy to nazwać gotowaniem przez słońce. Jeśli takie
dojrzewanie owocu następuje na krzaku, gdzie rano zostaje otoczone przez rosę i
następnie jest ogrzewane przez słońce, to czy to nie jest proces „gotowania”?. Dlatego dojrzałe owoce możemy jeść
prosto z krzaka bez jakiejkolwiek obróbki. Skoro mówimy sobie o toksynach
zawartych w roślinach warto powiedzieć choć kilka słów o grzybach. Ogólnie nie jestem zwolennikiem jedzenia zbyt
dużej ilości grzybów i w swojej zabawie z ciałem przez dłuższy czas nie jadłem ich w ogóle (dziś mogą
wystąpić w mojej diecie ale zazwyczaj przez przypadek i bardzo sporadycznie).
Grzyby są ciężko strawne i oprócz nielicznych wyjątków nie są zbyt bogate odżywczo (są oczywiście „supergrzyby” jak reishi
czy shitake no ale to inny temat). Tak naprawdę większość grzybów jest
trujących i nie powinniśmy jeść ich
w ogóle. Musimy zdawać sobie sprawę z funkcji jakie grzyby wykonują czyli
oczyszczanie lasów z toksyn. Dlatego nawet jadalne grzyby mają w sobie duże
możliwości absorpcyjne toksyn, a w tym metali ciężkich które pochłaniają z
gleby. Wiem, że grzyby potrafią podnieść walory smakowe wielu dań (choćby
bigosu) szczególnie w diecie wegańskiej ale w moim odczuciu powinny być one rzadkim
dodatkiem, a jedzenie ich na surowo to już rosyjska ruletka…
Podsumowując warto wiedzieć jak obchodzić się z poszczególnymi roślinami. Rośliny
w ich naturalnej formie mogą być dla nas korzystne ale mogą też być
zagrożeniem. Ludzi, którzy będą odczuwać tylko pozytywne skutki na surowej i nieprzetworzonej diecie jest niewielka
ilość. Trzeba mieć w sobie mocno pobudzoną doszę Pitta, silne siły trawienne i
dobrze oczyszczoną wątrobę aby móc pozwolić sobie na witarianizm (jedzenie
tylko surowego jedzenia). Jednak większość z nas powinna dbać o odpowiednie
przygotowanie żywności. Z drugiej strony czasem naturalne toksyny występujące w
roślinach możemy wykorzystać na swoją korzyść. Jedząc na przykład pestki dyni z
zawartą w nich kurkubitacyną możemy uporać się z pasożytami w naszych jelitach,
w tym nawet z glistą ludzką czy tasiemcem. Prawdopodobnie dynia produkuje
wymienioną substancję aby uchronić się przed zjedzeniem przez robaki. A więc
czasem warto zjeść świeże pestki prosto z dyni. Jednak aby tak się bawić trzeba
o tym wiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że ten artykuł wzbudził w Tobie
raczej więcej wątpliwości niż dał odpowiedzi. Dlatego jak postępować z
żywnością roślinną aby była dla nas jak najbardziej bezpieczna będziemy się
zajmować w publikacjach z serii D. A
dziś może warto zjeść dojrzałe jabłko?
Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną
– jedynie dawka decyduje o tym
dawaj wiecej ...to bardzo mądre
OdpowiedzUsuń