Jest to kolejny artykuł dotyczący chorób nas trapiących, w którym tym razem
chciałbym się przyjrzeć chorobom układu krążenia. Od razu zaznaczam, że zjawiska,
które będę dziś opisywał będą dotyczyć całego układu krążenia, od większych
tętnic takie jak aorta, poprzez te mniejsze, na naczyniach włosowatych kończąc.
Jak jest naprawdę z rozwojem choćby miażdżycy powiedzieliśmy sobie już po
części w publikacji CH5 dotyczącej
cholesterolu. Wtedy starałem się zmienić Twój stosunek do cholesterolu. Od dziś
(choć oczywiście tak było zawsze) cholesterol nie zabija, a ratuje nasze ciało i często pełni funkcje leczniczą,
a w przypadku tętnic przybiera formę ochronnego bandaża. Dla pełniejszego
zrozumienia tematu polecam Ci czytanie artykułów po kolei, szczególnie te z tej
serii bo wbrew pozorom wszystkie elementy będą się łączyć, tak aby przy jakieś
publikacji CH30 zobaczyć i zrozumieć
jak tak naprawdę działa nasz organizm. Jednak zanim to osiągniemy dziś przyjrzymy
się naszym tętnicom, których dolegliwości w konsekwencji mogą spowodować zawał
czy udar. Zawał serca u większości z nas wydaje się dość odległą perspektywą i często
niespecjalnie się nim przejmujemy.
Jednak musimy wiedzieć, że zawał i inne choroby układu krążenia zabierają z
tego świata najwięcej istnień, nawet więcej niż „choroba” nowotworowa, której
oblicze bardziej już nas niepokoi (no może medycyna konwencjonalna uśmierca
więcej ludzi niż jakiekolwiek choroby, ale to już inny temat). Niestety choroby
układu krążenia zazwyczaj zabierają nas stąd tak szybko, że nie jesteśmy się w stanie na to
przygotować. Z kolei ich powszechność już nas tak mocno znieczuliła, że
„pacjenci” do mnie przychodzący mówią o nadciśnieniu czy miażdżycy jak o
zwykłym przeziębieniu. W tym miejscu warto zadać sobie pytanie czy aby na pewno
nie mamy szansy przy odpowiednich modyfikacjach
w stylu życia zapobiec zawałom czy miażdżycy, a nawet cofnąć już istniejące
zmiany? Szukając odpowiedzi na to pytanie powinniśmy zdać sobie sprawę, że
jeszcze sto lat temu choroby serca były spotykane naprawdę rzadko, a więc coś
się musiało zmienić w naszym życiu na przestrzeni lat, że dziś dopadają nas tak
często. Mówiąc nas mam na myśli ludzi zachodu, żyjących w podobno tak zwanych
krajach rozwiniętych, bo przecież w wielu państwach na tym świecie choroby
układu krążenia dalej nie są zbyt „popularne”.
A więc zobaczmy co takiego robimy źle, że zachodzące życie w tętnicach czasem
nas wykańcza...
Dziś zacznę trochę przewrotnie i zamiast najpierw opisać mechanizmy
przyczyniające się do chorób nas interesujących, pokażę udowodniono naukowo
sposoby ich leczenia. Pod słowem „leczenia” mam na myśli doprowadzenia do
sytuacji kiedy organizm sam usunie objawy, a nie my w sztuczny sposób mu w tym pomożemy pozostawiając go bez
usunięcia przyczyny. Jednak zanim zacznę chcę podkreślić, że opisana metoda
leczenia mimo swojej skuteczności jest dla mnie niewystarczająca i osobiście preferuję inne dochodzenie do stanu
zdrowia. Prezentując poniższą procedurę cofania choćby chorób miażdżycy chcę
tylko podeprzeć się naukowo, że mechanizmy, które opiszę później mają swoje
uzasadnienie.
A więc co przyczynia się do tego, że większość gatunków zwierząt nie dostaje zawału? Jedną z odpowiedzi
jest fakt, że potrafią same wyprodukować witaminę C, a człowiek tego nie potrafi. Jeśli w naszym ciele
zabraknie witaminy C, to nasze tętnicę ulegną osłabieniu, a stąd już niewiele brakuje im do jakiejkolwiek
choroby układu krążenia. Witamina C optymalizuje wytwarzanie kolagenu, dzięki
któremu nasze tętnice stają się mocniejsze. Działanie witaminy C jest tak
obszerne, że można pisać o niej książki. O witaminach napiszę osobny artykuł, a
dziś tylko wymieńmy sobie te substancje, które w badaniach przyczyniały się do
cofania chorób układu krążenia. Innymi ważnymi witaminami wspierającymi tętnice
jest oczywiście witamina E, koenzym Q-10 oraz witaminy z grupy B. Poza tym
trzeba zapewnić sobie dużą ilość beta-karotenu, witaminy D3 oraz odpowiednich
aminokwasów, w tym szczególnie lizynę, prolinę i argininę. Ponadto aby coś
stworzyć w naszym ciele poza aminokwasami potrzebne są nam minerały, w tym te
śladowe takie jak choćby selen. Po co o tym wszystkim piszę? Ponieważ grupa
naukowców w swoich badaniach zaczęła suplementować pacjentów praktycznie wszystkimi
witaminami, minerałami i innymi składnikami odżywczymi. W tym badaniu przez
pierwszy rok u pacjentów ze stwierdzoną miażdżycą nie wykonano żadnych zmian w diecie ani też nie wprowadzono suplementacji. W rezultacie po roku obserwacji
średnie zwapnienie tętnić, czyli tak naprawdę złogi miażdżycowe wzrosły o około
40 procent. W drugim roku u tych samych pacjentów zastosowano suplementację
wyżej wymienionych składników odżywczych w dawkach mocno przewyższających
sugerowane normy. Po roku takiej terapii witaminowej u wszystkich pacjentów
zmalało tempo rozwoju zmian miażdżycowych. Zauważono, że w czasie pierwszych
sześciu miesięcy terapii witaminowej rozwój choroby wieńcowej spowalniał, a w
kolejnych sześciu zazwyczaj następowało zatrzymanie rozwoju choroby. Odnotowano
też, że u niektórych pacjentów naturalnie cofnęły się zmiany miażdżycowe, a u
części nawet nastąpił kompletny zanik złogów tętnicowych. Trzeba wiedzieć, że
rozwój choroby wieńcowej trwa latami i potrzeba wielu miesięcy suplementacji
składników odżywczych aby zauważyć widoczny efekt. Jeden rok terapii
witaminowej to zdecydowanie za mało, choć często w przypadku początków choroby jest
to wystarczający czas aby cofnąć ją całkowicie. Jednak w moim odczuciu droga
suplementacji jest nie do końca prawidłowa. Nie po to zostaliśmy obdarzeni obfitością roślin jadalnych aby
zamiast nich przyjmować suplementy.
Ciekawe jest to, że w innych badaniach w podobny sposób udało się wyleczyć nie tylko choroby miażdżycowe, ale też
nadciśnienie, niewydolność serca czy nawet arytmie serca. Obniżenie poziomu
cholesterolu w tym ujęciu jest naturalną konsekwencją wyleczenia niekorzystnych zmian w tętnicach. Wynika
stąd dość łatwy wniosek, że zawał serca, miażdżyca, udar mózgu czy inne podobne
schorzenia w tym ujęciu nie są
chorobami, a tylko chronicznym niedoborem
witamin i innych składników odżywczych. Aby wyleczyć te choroby stosowano dość
duże dawki witamin, skąd możemy niesłusznie
stwierdzić, że tak duże ilość witamin czy innych składników są nam potrzebne
aby wyleczyć choroby układu krążenia. Każdy z nas wie, że w czasie przeziębienia
potrzebujemy zdecydowanie więcej witaminy C niż na co dzień. A może poza
przeziębieniem są też inne czynniki, które uszczuplają nas z witamin i powodują
potrzebę ich większej konsumpcji? Przykładowo skoro stres powoduje produkcję
hormonu adrenaliny, która z kolei uszczupla w nas nasze zasoby witaminy C, to
może zamiast przyjmować jej zwiększone dawki wystarczy usunąć przyczynę jej
zwiększonego zapotrzebowania, w tym przypadku stres.
Aby zrozumieć mechanizmy zachodzące w naszych tętnicach musimy zdawać sobie
sprawę, że wszystkie komórki naszego ciała są stale uzależnione od przepływu
krwi. Jakiekolwiek zaburzenie czy blokada nawet w najmniejszych naczyniach
włosowatych może doprowadzić do śmierci lub mutacji tysięcy komórek z powodu
braku tlenu i innych substancji odżywczych. Dlatego nasz organizm każdą blokadę
w układzie krwionośnym będzie starał się „udrożnić” poprzez zwiększenie siły
pompowania krwi przez serce. Z kolei taki mechanizm mocno obciąża serce, co
sprawia że jego tętnice będą narażone na uszkodzenia. To z kolei spowoduje
potrzebę substancji odżywczych, czyli cegiełek, za pomocą których organizm
będzie starał się odbudować uszkodzone nadmierną pracą tętnice. Wszystko to
będzie prowadziło do wzrostu ciśnienia tętniczego, które akurat na tętnicach
wieńcowych i tak jest wyższe niż w pozostałych (odnośnie ciśnienia tętniczego,
a szczególnie jego wzrostu będę pisał w kolejnych artykułach z tej serii, bo i
tutaj krąży dużo błędnych informacji). Jeśli w tym momencie zabraknie
odpowiednich witamin, minerałów czy aminokwasów, to tętnice nie będą w stanie się regenerować, no bo niby z czego miałyby to
robić. Jakiekolwiek blokady w ciele plus osłabione tętnicę mogą przyczynić się
do zawału serca lub udaru. Najprostszym rozwiązaniem w tej sytuacji jest
zlikwidowanie blokad, które jak już wiemy mogą powstawać nie tylko poprzez toksyny ale też poprzez nasze destrukcyjne emocje
czy zablokowaną przez kamienie wątrobę czy siedzący tryb życia. W tym samym
momencie należy dostarczyć wszystkich potrzebnych „cegiełek” do odbudowy
tętnic. Ten mechanizm jest dość prosty więc nie będę się tu specjalnie rozpisywał. Jednak może jest coś jeszcze
o czym warto pamiętać?
Podejście wspomagające regenerację tętnic na pierwszy rzut oka wydaje się
bardzo słuszne i na pewno może przynieść wymierne korzyści. Jednak penetrując
głębiej nasz temat trzeba zastanowić się co przyczynia się do uszkodzenia
tętnic? Jeśli wyeliminujemy czynniki sprzyjające powstawaniu zaburzeń w
tętnicach, to potrzeba ich regeneracji będzie zdecydowanie mniejsza, a to z
kolei w dłuższej perspektywie będzie korzystniejsze dla naszego organizmu.
Mówiąc trochę inaczej, lepiej jest doprowadzić do sytuacji kiedy Twoje ciało nie jest nadmiernie uszkadzane niż
tracić energię na ciągłą jego rewitalizację. A więc jeśli przyjmiemy, że krew
jest nośnikiem substancji w naszym ciele, to wszelkie pojawiające się toksyny w
organizmie będą się w niej znajdować, nawet tylko czasowo. Dlatego każda
zjedzona lub wyprodukowana przez nas toksyna będzie drażnić ścianki tętnic. Obojętnie
czy będą to metale ciężkie, akrymalid czy cokolwiek innego czego nasz organizm nie potrzebuje na pewno nie pomoże naszym tętnicom. Jakich
toksyn powinniśmy unikać chyba nie
ma sensu wypisywać bo mam nadzieję, że samo przez się wynika to z mojej strony.
Jednak przyjrzyjmy się jednej, tej w mojej ocenie najbardziej szkodliwej.
A więc zastanówmy się co na przestrzeni ostatnich stu lat zmieniło się
najbardziej w diecie ludzi krajów rozwiniętych. Kiedy spojrzymy na statystyki,
to głównie, poza oczywiście dodaniem tysięcy trujących substancji do żywności,
zmieniła się ilość konsumpcji białka zwierzęcego zawartego w mięsie czy w
nabiale. Z resztą ilość spożywanego mięsa najbardziej rzuca się w oczy także kiedy
porównujemy kraje gdzie ilość chorób krążenia jest bardzo częsta, do tych gdzie
większość ludzi nawet nie wie, że
takie choroby istnieją. W tym przypadku raczej nie można nazwać zbiegiem okoliczności, że analogicznie wraz ze
wzrostem spożycia białka zwierzęcego rośnie częstotliwość chorób układu
krążenia. Ciekawą obserwację dającą dużo do myślenia powinien dać nam przypadek
Norwegów. Mianowicie od początku dwudziestego wieku ilość chorób układu
krążenia jak we wszystkich krajach gdzie spożycie mięsa wzrastało, rosła lawino
w tym kraju. Jednak w latach 1940-1945, kiedy Niemcy okupowali Norwegię i
niejako położyli rękę na produktach zwierzęcych coś się zmieniło. W tym czasie
Norwegowie zmuszeni przez los musieli spożywać głównie produkty roślinne i co
ciekawe umieralność na zawały serca czy udary mózgu drastycznie spadała. Jednak
kiedy Niemcy w roku 1945 opuścili Norwegię i na stoły szybko wróciły produkty zwierzęce nastąpił drastyczny wzrost umieralność na choroby układu krążenia. Od
razu zaznaczam, że nie chodzi mi oto
aby całkowicie odrzucić produkty zwierzęce, ale chcę na tym przykładzie pokazać,
że to doświadczenie wraz z innymi analizami statystycznymi powinno nam jasno
powiedzieć, że nadmiar konsumpcji białka zwierzęcego ma wiele wspólnego z
chorobami układu krążenia. Raczej nie jest
możliwe aby w czasie wojny Norwegowie zaczęli przyjmować jakieś dodatkowe
suplementy, o których pisałem powyżej. Osobiście dla mnie takie obserwacje są
zdecydowanie bardziej miarodajne niż jakiekolwiek eksperymenty przeprowadzane
laboratoryjnie na szczurach czy nawet na ludziach i to najczęściej na zlecenie
korporacji farmaceutycznych. Na wszelki wypadek jeszcze raz zastrzegam, że nie mam na myśli aby wyeliminować
całkowicie białko zwierzęce, choć w wielu przypadkach rozpoczyna to samoistnie
proces uzdrawiania ciała, ale raczej aby zastanowić się czy przypadkiem nie spożywamy go za dużo. Dieta
wegańska jest mocno wymagająca i w mojej ocenie dla niektórych ludzi jedzenie
mięsa jest wręcz koniecznością. Jednak ważne są proporcje pomiędzy produktami
roślinnymi a spożyciem mięsa. O weganizmie napiszę kiedyś osobny artykuł bo
pomimo wspaniałości takiej diety jest ona trochę bardziej wymagająca.
W tym miejscu od razu chciałbym zauważyć, że przyglądając się statystykom,
to ilość spożywanych tłuszczów w naszych społeczeństwach na przestrzeni lat
jest mniej więcej na podobnym poziomie. A więc to nie tłuszcz, a raczej samo białko zwierzęce jest odpowiedzialne za
choroby układu krążenia. To co zmieniło się w spożyciu tłuszczów, to nowe
tłuszcze trans stworzone przez człowieka, które po prostu są truciznami i za
wszelką cenę powinniśmy ich unikać. One na pewno wpływają niekorzystnie na nasze tętnice, co z resztą potwierdza fakt, że
można je znaleźć w blaszce miażdżycowej. Wracając do białka zwierzęcego problem
polega nie na samym białku, ale na
ilości jaką spożywamy. Mięsa i inne produkty zwierzęce zawierają w sobie ponad
pięć razy więcej białka niż pokarmy roślinne. Z uwagi na fakt, że nasze organizmy
nie są przystosowane do nadmiernej
podaży białka jedząc duże ilości mięsa szybko „zapychamy” się białkiem. Spożywając
produkty roślinne raczej trudno zjeść za duże ilości białka. Nasz organizm
przez wieki żył w środowisku, gdzie ilości białka były mocno ograniczone. W
naszej diecie królowały rośliny ubogie w białko, za to bogate w minerały i
witaminy. Dlatego nasz układ trawienny nauczył się za wszelką cenę aktywnie
pozyskiwać aminokwasy z pożywienia oraz też je magazynować. Jednak dziś kiedy
białko zwierzęce tak obficie występuje w naszej diecie ten mechanizm nie za bardzo się sprawdza. Organizm
zalany białkiem niespecjalnie wie co
z nim robić i nieumyślnie zapycha
nim tkankę łączną oraz same tętnice. Przyczynia się to do utrudnionego
transportu substancji odżywczych do komórek, z czym organizm stara się sobie
rodzić wytwarzając stan zapalny. Dodatkowo efektem ubocznym nadmiernej ilości
spożywanych białek będzie ich przetwarzanie na kwas siarkowy, azotowy czy
fosforowy. Ten mechanizm oczywiście będzie prowadził do bardzo niekorzystnego zakwaszenia Twojego
ciała. Organizm aby przeciwdziałać kwasicy będzie równoważył powstające kwasy
za pomocą takich minerałów jak potas, magnez oraz wiele innych. Czyli w tym
momencie niejako na własną prośbę pozbawiamy się „cegiełek” potrzebnych do
regeneracji tętnic. A więc w tym miejscu logiczne wydaje się, że zamiast
ładować w siebie kilogramy suplementów można po prostu wyeliminować przyczyny
ich nadmiernej utraty przez organizm. Z drugiej strony kiedy nie możemy się oprzeć codziennej porcji
mięsa, nasze zapotrzebowanie na minerały i witaminy jest drastycznie większe
niż u takiego weganina jak ja.
Innym ważnym czynnikiem w czasie jedzenie mięsa jest wpływanie na
zagęszczenie krwi, czyli skłonność do jej krzepnięcia. Kiedy we krwi mamy zbyt
duże ilości białka krew przestaje być swobodnie przepływającą substancją, a jej
kondensacja jest kolejnym z czynników ryzyka zawału czy udaru. Organizm aby
temu przeciwdziałać będzie pochłaniał białko z krwi i upychał je w ścianach
tętnic oraz w płynie międzykomórkowym, co jak już wspomniałem wcześniej będzie
utrudniać wchłanianie wody, tlenu, witamin czy minerałów przez komórki. Bez
tych substancji odżywczych komórki, w tym komórki tworzące nasze tętnice szybko
zaczną chorować. Dodatkowo w pewnym momencie może dojść do sytuacji kiedy
organizm nie ma gdzie magazynować
białka i wtedy ryzyko związane z krzepnięciem krwi drastycznie rośnie wraz z
każdym spożytym kotletem czy jogurtem.
Może chwila przerwy? Sam się już lekko zmęczyłem tym pisaniem, a co dopiero
Ty czytający ten tekst. Proponuje zamknięcie na minutę lub dwie oczu i
przypomnienie sobie jakiejkolwiek chwili spędzonej nad morzem czy jeziorem. To
co zamykamy oczy? Ja tu poczekam…
Mam nadzieję, że była to przyjemna minuta. Powiedzmy sobie teraz kilka słów
o coraz popularniejszej ostatnio homocysteinie. Homocysteina to nic innego jak
aminokwas zawierający siarkę. Dziś już zostało dość dobrze udowodnione, że
wysoki poziomi homocysteiny powoduje uszkodzenia tętnic oraz przyczynia się do
powstawania zakrzepów. Dlatego zdecydowanie lepszym badaniem pokazującym nasz
aktualny stan tętnic jest badanie poziomu homocysteiny we krwi niż choćby
cholesterolu. Kiedy mamy wysoki poziom tego aminokwasu, to po prostu nasze tętnice
są bombardowane z każdej strony i jest tylko kwestią czasu kiedy nie uda im się temu zmasowanemu atakowi
oprzeć. To, co właśnie napisałem, jest powszechnie znane, nawet u większości
kardiologów (przynajmniej mam taką nadzieję). Jednak warto wiedzieć co powoduje
wzrost homocesteiny we krwi, zanim zacznie się ją obniżać. A więc homocysteina
powstaje podczas zwykłego metabolizmu aminokwasu o nazwie metionina, który
występuje w dużych ilościach w produktach zwierzęcych, w tym przede wszystkim w
czerwonym mięsie oraz w nabiale. Kiedy ilość spożywanej metioniny jest w miarę
normalna, to organizm na spokojnie unieszkodliwia homocysteinę i wydala ją wraz
z moczem. Jednak kiedy zaczynamy dostarczać metioninę w większych dawkach,
jedząc choćby każdego dnia produkty zwierzęce, to organizm nie jest w stanie przerobić nadmiaru homocysteiny, która następnie
uszkadza tętnice. Ten czynnik wraz z nadmiernym magazynowaniem białka w ciele w
mojej ocenie jest głównie odpowiedzialny za choroby układu krążenia. Jednak
badanie poziomu homocysteiny powie nam o aktualnej sytuacji lub ewentualnie
wskaże drogę do zmian, ale nie powie
jaki jest faktycznie stan naszych tętnic. Może być tak, że zmiana naszej diety
dość skutecznie obniżyła poziom homocysteiny lub nasz organizm skutecznie sobie
z nią radzi, ale tętnice dalej są uszkodzone lub obciążone białkiem. Jednak jest
to zdecydowanie lepsze badanie niż te, które wykonuje się rutynowo. Osobiście
dodałbym do tego jeszcze inne badania takie jak np. badanie poziomu białka
C-reaktywnego, hematokrytu krwi oraz stężenie hemoglobiny. Poniżej
przeanalizujmy co nam takie badania dadzą.
Białko C-reaktywne jest produkowane w wątrobie w czasie, kiedy w naszym
organizmie występuje stan zapalny. O samym stanie zapalnych jeszcze kiedyś
napiszę. Teraz wspomnę tylko, że stan zapalny to nic innego jak proces naprawy
organizmu, a nie choroba. Dlatego
kiedy w naszym organizmie mamy jakikolwiek stan zapalny, to powinniśmy ciało
wspomagać w procesie lecenia, a nie likwidować
stan zapalny. Kiedy nasze tętnice są mocno uszkodzone, to ciało produkuje w
nich stany zapalny aby próbować je leczyć. Badając poziom białko C-reaktywnego
możemy ocenić jaki mamy aktualny stan zapalny w naszym ciele, czyli stwierdzić
czy nasze ciało potrzebuje leczenia. Oczywiście trzeba wiedzieć, że stan
zapalny jako reakcja ozdrowieńcza organizmu towarzyszy nam w trackie jakiegokolwiek
zaburzenia homeostazy. W czasie przeziębienia, zwichnięcia kostki czy w
podobnych zdarzeniach siłą rzeczy pojawi się stan zapalny w Twoim ciele, a więc
badanie białka C-reaktywnego w tym czasie w celu wykrycia stanów zapalnych
tętnic nie jest najlepszym pomysłem.
Jednak w normalnym czasie na podstawienie takiego badania możemy określić jaki
jest stan zapalny naszych tętnic, czyli czy organizm stara się je reperować. A
skoro je regeneruje, to muszą być uszkodzone.
Kolejnym czynnikiem mogącym dać nam obraz naszych tętnic jest badanie
poziomu zagęszczenia krwi za pomocą hematokrytu. Hematokryt pokazuje nam jak
wiele mamy krwinek czerwonych w jednym litrze krwi. Normalny jego poziom
powinien oscylować w granicach 35-40 procent. Kiedy poziom naszego hematokrytu
rośnie powyżej 42 procent ryzyko zbytniego zagęszczenia krwi, a co za tym idzie
zawału zaczyna wzrastać. Granica 42 procent jest dość umowna. Ogólnie im wyższy
poziom hematokrytu, czyli kiedy osiąga np. powyżej 48 procent i wyżej tym
ryzyko udaru czy zawału wzrasta. Zdaje sobie sprawę, że na kartach badań z
laboratorium norma hematokrytu mieści się w zakresie 42-54%. Jednak przypadek
cholesterolu, ale też wielu innych wskaźników pokazuje nam, że nie zawsze umieszczanie się w granicach
normy jest zwiastunem dobrego zdrowia. Poza tym badania określające normy są
wykonywane na większej grupie teoretycznie zdrowych ludzi, ale czy na pewno
zdrowych? Osobiście w czasie największego obciążenia mojego organizmu, czyli
podczas diagnozy nowotworu mój wynik był powyżej 43 procent, wcześniej
oscylował w granicach 40 procent. Po wprowadzenia zmian w moich stylu życia
poziom hematokrytu czasowo wzrósł, co pewnie było związane z usuwaniem
nadmiernej ilości białka z mojego ciała. Teraz moje wyniki są poniżej 40
procent (38-39%).
Ostatnim z badań jakie warto przeprowadzić w trakcie podejrzenia chorób
układu krążenia jest zbadanie poziomu hemoglobiny. Zdaję sobie sprawę, że
większość z nas raczej martwi się jej niskim poziomem niż wysokim. W tym
miejscu warto się zastanowić po co nasz organizm miałby utrzymywać wysoki
poziom hemoglobiny? A więc Twoje ciało zwiększa ilość czerwonych krwinek w
czasie kiedy brakuje mu substancji odżywczych, w tym przede wszystkim tlenu. Na
przykład sportowcy w celu zwiększania ilości czerwonych krwinek oraz związanej
z nimi hemoglobiny udają się w rejony górskie, gdzie stężenie tlenu w powietrzu
jest naturalnie mniejsze. Czyli kiedy brakuje nam tlenu organizm podwyższa
poziom hemoglobiny, aby było więcej „ochotników” do transportu tlenu. Jednak nie tylko brak tlenu w powietrzu może
spowodować duszenie się organizmu. W tym przypadku może zaistnieć wiele
czynników, ale w interesującym nas temacie powróćmy na chwilę do nadmiaru
białka w organizmie. Jak już napisałem wcześniej pogrubienie ścian naczyń
krwionośnych ale też zagęszczenie płynu międzykomórkowego spowoduje ograniczoną
swobodę przepływu substancji odżywczych do komórek. A więc po jakimiś czasie
komórkom zaczyna brakować tlenu, co zaczną sygnalizować organizmowi i nastąpi
ten sam efekt, co w sytuacji sportowców trenujących w górach. Jednak w sytuacji
sportowców taki manewr można uznać za pożądany, ale w tej opisanej przeze mnie
po prostu jest to informacja o duszeniu się ciała. Czyli brak odpowiedniej
ilości tlenu nie mogącego dostać się
do komórek spowoduje, że niedotlenione
komórki będą to sygnalizować ciału. Organizm odpowie na taki brak tlenu
komórkowego wzrostem hemoglobiny. Wszystkie opisane przeze mnie badania krwi
należy wykonywać równocześnie, ponieważ wykonanie na przykład tylko badania
poziomu hemoglobiny może spowodować wyciągnięcie nieodpowiednich wniosków. Mój wynik hemoglobiny jest poniżej normy
i waha się pomiędzy 13,5 a 14. Jednak od razu zaznaczam, że nie mam żadnych sygnałów anemii i w
porównaniu do większości ludzi jestem tryskającą energią.
Jak widzimy prawidłowe badanie stanu naszego układu krążenia znacznie się
różni od tych rutynowo przepisywanych w gabinetach lekarskich. Osobiście nie jestem wielki fanem badań krwi,
ponieważ krew to substancja ciągle się zmieniająca i będąca tylko (lub „aż”)
nośnikiem substancji odżywczych. O badaniach jakie warto, a jakich nie warto przeprowadzać na pewno będę
jeszcze pisał. W mojej ocenie zdecydowanie więcej informacji możemy uzyskać
podczas wywiadu czy badania ciała jaki wykonują choćby lekarze Medycyny Chińskiej.
Jednak kiedy nie mamy dostępu do
takiego terapeuty, to warto wiedzieć jakie badania krwi będą miarodajne i
dlatego je opisałem.
Podsumowując, aby przeciwdziałać chorobom układu krążenia, a nawet je
leczyć warto choć czasowo zastosować dietę wegańską. W tym czasie warto też
wyeliminować większość toksyn z pożywienia oraz dbać aby nasz organizm sam nie produkował ich w nadmiarze. W tym celu dbajmy o czystość i
odpowiednie przygotowanie naszego pożywiania oraz starajmy się zredukować
stres. Wykluczenie ze stylu życia takich toksyn jak palenie papierosów, picie
alkoholu czy kawy wydaje się oczywiste. Kiedy zadbamy aby w naszej diecie
dominowały warzywa zawierające duże ilości kwasu foliowego, to wraz z ograniczeniem
białek zwierzęcych poziom homocysteiny będzie spadał bardzo zauważalnie w ciągu
tygodni. Efektem ubocznym takiej diety będzie zrzucenie kilku kilogramów, bo
przecież należy przypomnieć, że otyłość to także czynnik ryzyka chorób układu
krążenia. Warto też wiedzieć, że branie suplementów wapnia może przyczyniać się
do miażdżycy, czyli w konsekwencji do zawałów lub udarów. W tym miejscu pojawia
się problem zbyt dużej ilości krążącego wapnia we krwi, który niekoniecznie musi zostać odpowiednio
przetransportowany do kości, a czego konsekwencją będzie osadzanie się go w
tętnicach. Kiedy jemy dużo produktów zwierzęcych, w tym nabiału oraz produktów
przetworzonych dostarczamy sobie zbyt duże ilości wapnia, który następnie tworzy
blaszkę miażdżycową. Aby skutecznie skierować wapń z tętnic do kości i zębów
potrzebna jest witamina K2 i to najlepiej w formie MK7. Jednak o tym napiszę już
w kolejnych artykułach, ponieważ ten i tak zrobił się dość długi. W następnych
publikacjach z tej serii postaram się jeszcze bardziej zgłębić temat układu
krążenia, gdyż w mojej ocenie jego prawidłowy stan przyczynia się do zdrowego
ciała. Mówiąc inaczej obojętnie jaka choroba gdzieś na końcu lub raczej
początku wiąże się z zaburzeniem odpowiedniego przepływu krwi…
Dar życia?
Dobry skład Twojej krwi
Kolejny bardzo dobry artykuł. Ja, mimo, że jestem od ponad 4 lat wege, to szczerze mówiąc mam ogromne wahania dotyczące diety. Moja wola jest raz bardzo mocna, a nieraz nieprawdopodobnie słaba. Trochę przechodzi to w skrajności. Do tego mam przewagę doszy Vata i każdy stres (a jestem niezwykle podatna) "zajadam", co odbija się na moim układzie trawiennym. Kolejną rzeczą, której nie mogę wyleczyć jest trądzik. Cera zdecydowanie polepszyła się od krótkiej serii kaw, jednak organizm musi się jeszcze lepiej oczyścić. Najgorsza w tym wszystkim jest wiedza - od dawna czytam wiele publikacji, dużo wiem na temat zdrowia, jednak najciężej to zastosować. Jest jakaś rada? Już ręce nad sobą załamuję. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kamila.
Bawić się tym wszystkim co już wiesz:) Cieszyć się z tego co już osiągnęłaś i podziękować sobie za to:) Wszystko robić z miłości do ciała, a nie ze strachu przed chorobą. Nie przejmować się kiedy złamiesz jakieś zasady swojej diety pamiętając, że jutro jest kolejny dzień. Każdy dzień traktować osobno, myśleć tu i teraz a nie załamywać się, że jeszcze tyle oczyszczania przede mną. Dietę musisz utrzymać tylko dziś, Tylko dziś się oczyszczaj, tylko dziś...
UsuńGratuluje kolejnego bardzo ciekawego materiału. Zresztą cały blog jest bardzo ciekawy i poleciłem go już wielu znajomym. Wracając do tematu,mam podwyższony poziom homocysteiny i poszukuje dobrego źródła witamin z grupy B szczególnie B12. To co jest na rynku w postaci suplementów z syntetyczną postacią witaminy wchłania się podobno w 1%. Podobno B12 nie występuje w żadnych roślinach. Jej źródłem jest ... mięso!? A może zamiast szukać dobrego suplementu znacznie lepiej przejść na okresową dietę warzywną? Tomek
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie,
UsuńJeśli chodzi o witaminę B12 to jeszcze nie chciałbym się na jej temat wypowiadać publicznie. Od dwóch lat robię eksperymenty na swoim ciele z nią związane aby potwierdzić swoje hipotezy, w których ogólne założenie jest takie, że kiedy mamy odpowiednio oczyszczone ciało, dobrą florę bakteryjną i jemy kiszonki, to nie ma potrzeby jej suplementacji, nawet będąc na diecie wegańskiej. W tym założeniu sa też inne zmienne ale o to na razie pozostawiam dla siebie. Jednak mam przeczucie, że moje "badanie" zajmie mi kolejny dłuższy czas. Dlatego nie poruszam tego tematu a Tobie radzę, że aby B12 się dobrze wchłaniała ważne jest aby mieć dobrze zakwaszony żołądek (artykuł D10). Z kolei jako źródło tej witaminy polecam suplementy oparte drożdżach piwnych. Dodatkowo polecam jedzenie żółtek jaj na miękko lub jako kogiel mogiel. Są tez inne źródła ale tak jak napisałem na razie u mnie to jest w facie eksperymentów więc artykuł na ten temat raczej napiszę za kilka lat...
A jeśli chodzi o dietę warzywną to raczej nigdy nie zaszkodzi. Poza tym teraz, wiosną jest na to dobry czas:)
Pozdrawiam,
Marian
Marianie co sądzisz o spożywaniu NATTO (soi poddanej procesowi fermentacji). Zakupiona w Twoim sklepie soje BIO poddałem takiemu procesowi (użyłem oryginalnych, atestowanych bakterii fermentacyjnych z Japonii kupionych w gdańskim sklepie ze zdrową żywnością). Natto wykonałem zachowując pełny reżim czystości i sterylności. teraz leży w lodówce, a ja je spożywam z rana od kilku dni. Zapach i wygląd bardzo wątpliwy. Natomiast samopoczucie po nim znacznie lepsze (poprawa przemiany materii i ustąpiły wieczorne lekkie omdlenia i zawroty głowy).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marek z Gdańska
Witam serdecznie,
UsuńSoja natto oczywiście jest bardzo dobra. Tutaj trzeba pamiętać tylko, że proces fermentacji powinien być dość długi. Następnym razem polecam czarną soję - finalny produkt będzie miał jeszcze lepsze działanie;) Na omdlenia może też pomoże melasa trzcinowa (łyżkę rozpuszczamy w szklance ciepłej wody). Oczywiście nie znam przyczyny Twoich dolegliwości ale jakoś poczułem, że może pomóc;)
Pozdrawiam,
Marian
Wielki podziw i podziękowania za ten wspaniały blog Marianie. Czytam systematycznie i wdrażam stopniowo jego elementy (np. lewatywy z kawy, jedzenie rozdzielne, kuracje antypasoż. itd). Jestem w średnim wieku i od prawie zawsze miałem tzw. mroczki w oczach. Przy patrzeniu na jasny, dobrze oświetlony punkt widzę "pływające w tle" mikroskopijne ciemne mikro niteczki. Badane krwi są OK. nie mam nadciśnienia. Żyję z tą przypadłością od kilkudziesięciu lat. Czy spotkałeś się może z takim przypadkiem? Czy są może naturalne metody na zmniejszenie (chociaż częściowe) tej przypadłości?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam: Mario
Witam serdecznie,
UsuńDziękuje za miłe słowa. Szczerze mówiąc oczywiście spotkałem w swojej "karierze terapeuty" takie przypadłości, ale tutaj zawsze potrzebuje szerszego obrazu. Możliwe, że powstają one na tle niedoboru krwi (jakość krwi jest ok, ale jej ilości w ciele może być za mało - czego nasza medycyna w ogóle nie bierze pod uwagę, a terapeuta medycyny chińskiej czuje badając puls jak mocno jest wypełniona tętnica krwią). W tym przypadku pomogłaby melasa trzcinowa (dużą łyżkę rozpuszczamy w szklance ciepłej wody) oraz takie zioła jak arcydzięgiel chiński, jagody goi (te gotujemy), pokrzywa, rozmaryn czy piołun. No ale oczywiście mogłem się pomylić - aby dokładnie móc doradzać muszę daną osobę zdiagnozować na żywo...
Pozdrawiam,
Marian
Witam
OdpowiedzUsuńProszę o radę. Mam duże żylaki na jednej nodze, które powodują dyskomfort, ból i cierpnięcie nogi. Czy mogę pomóc sobie jakoś skutecznie? Czy są jakieś skuteczne produkty przyjmowane doustnie lub do stosowania zewnętrznego, które pomogłyby chociaż trochę? Dodam, że mam 38 lat, jestem typem wata, mam "słabe krążenie krwi", często mam zimne stopy. I jeszcze drugie pytanie: jakie jest Twoje zdanie na temat usuwania żylaków operacyjnie lub laserowo? Będę wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam.
Witam serdecznie,
UsuńOdnośnie żylaków jest wiele metod mogących pomóc przynajmniej zahamować rozwój. Jednym z nich jest maść kasztanowca oraz preparaty z kasztanowca przyjmowanie doustnie. Poza tym okłady z octu jabłkowego oraz przyjmowanie octu jabłkowe doustnie. Jest jeszcze wiele innych substancji jakie mogą pomóc, wystarczy wpisać w google, na pewno znajdziesz. Dwie powyższe stosuje w gabinecie i mają one jakieś lepsze działanie, dodaje jednak zawsze jakieś inne suplementu a raczej recepturę ziołową - ewentualnie akupunkturę. Jednak tak naprawdę trzeba zastanowić się nad przyczyną żylaków u Ciebie, a tego nie zrobię komentarzem. Jeśli jest słabe krążenie, to trzeba to krążenie wzmocnić, choćby ziołami (głóg, krokosz barwierski itp.) - tutaj należy znaleźć przyczynę i ją wyleczyć. Bez odpowiedniej diagnozy nie da rady dać porady internetowej. Odnośnie operacji moją odpowiedzią jest - to zależy. Czasem jest do dobre posunięcie, a czasem prowadzi tylko do kolejnych operacji, które mogą się skończyć poważnymi dolegliwościami. A więc kiedy zadba się o przyczynę, to można usuną dla estetyki. Jednak same operacje bez zajęcia się przyczyną wydają się ślepą uliczką...
Pozdrawiam,
Marian