Do napisania tej publikacji dotyczącej genetycznie modyfikowanej żywności
zainspirowała mnie moja dłuższa rozmowa z osobą będącą zwolennikiem GMO. Na
szczęście tej osoby (przynajmniej w moim odczuciu to było dla niej „szczęście”)
trafiła ona na człowieka, który nie
tylko ma wyrobione zdanie na ten temat, ale nawet co nieco wie. Na koniec
naszej wymiany argumentów wydaje mi się, że nie tylko ukazałem większość teorii przemawiających za GMO jako błędne,
ale nawet udało mi się zachęcić wspomnianą osobę do zweryfikowania swoich
przekonań. A więc dziś chciałbym Ci pokazać na czym faktycznie polega
modyfikacja genetyczna i jakie mogą być konsekwencje tej nowej zabawy w Boga,
czyli tworzenia zupełnie nowych organizmów przez ludzi. W dalszej części artykułu
postaram się też przedstawić choć trochę tła politycznego żywności genetycznie
modyfikowanej, tak aby na tym przykładzie wyrobić w Tobie ograniczone zaufanie
do instytucji publicznych i wielkich korporacji, nawet tych z pięknie
brzmiącymi misjami. Osobiście jestem wrogiem żywności genetycznie modyfikowanej
i zdecydowanie bardziej się jej boję niż pestycydów czy nawozów sztucznych. Jak
dla mnie w momencie kiedy okazało się, że wraz żywnością absorbujemy nie tylko składniki odżywcze ale także
DNA, to od razu powinno się zaprzestać jakichkolwiek eksperymentów
genetycznych, a już o wprowadzeniu ich do środowiska nie powinno być nawet mowy. Wszystkie wytworzone organizmy ze
zmienionym materiałem genetycznym powinno się chronić chowając je w specjalnie
do tego celu stworzonych pancernych budynkach, które od razu zostałyby zalane
betonem. Jednak stało się inaczej i dziś ludzkość na własne życzenie zmienia
DNA całej Ziemi, łącząc świat genetyczny roślin ze światem zwierząt w jednym organizmie.
A więc rozpocznijmy dywagacje o genetycznie modyfikowanej żywności…
Na początku artykuł może okazać się dość trudny do zrozumienia, ale ufam,
że w dalszej części ogólna idea się znacznie rozjaśni. Na początek odpowiedzmy
sobie na pytanie czym tak właściwie są produkty GMO. A więc są to organizmy,
które można nazwać produktem ubocznym przenoszenia genów z DNA jednego gatunku
do organizmu innego. Od razu powiedzmy sobie, że ostateczny „produkt” takiego
zabiegu często jest całkowicie nieprzewidywalny.
To, że modyfikacja tylko jednego genu wpływa także na inne elementy DNA danego
organizmu najlepiej widać na przykładzie modyfikowanych genetycznie zwierząt. W
ich przypadku często prowadzono modyfikacje nad hormonem wzrostu, aby po prostu
rosły szybciej. Jednak wyniki takich „zabaw” często były odmienne od
spodziewanych. Na przykład w jednym z pierwszych miotów świń z wprowadzonym
genem hormonu wzrostu znaleziono żeńskie prosię bez odbytu i genitaliów. Z
kolei inne zwierzęta nie potrafiły
samodzielnie stać na swoich nogach, miały zapalenia stawów, wrzody, problemy z
sercem, wzrokiem czy z nerkami. Przykładów gdzie modyfikacje tylko jednego genu
zarówno u zwierząt jak i roślin spowodowały inne niż zamierzone zmiany, często
toksyczne dla ludzi, jest wiele. Jednak dla przemysłu spożywczego nawet zmiany
fizyczne zwierząt GMO nie stanowią
większego problemu, ponieważ zanim cokolwiek ujawniłoby się na przykład u
łososia GMO, on już dawno wyląduje na talerzu.
Pisząc o GMO nie sposób nie wspomnieć o DNA. Trochę już o DNA i
genach napisałem przy okazji artykuł o genetyce i dla pełniejszego zrozumienia
tematu warto abyś zapoznał się z tamtą publikacją (Genetyczna ruletka? Niekoniecznie). Na potrzeby tego
artykułu zdajmy sobie tylko sprawę, że DNA jest dość skomplikowanym tworem. W
tym zapisie mamy ciągi zasad nukleotydowych, z których pewne sekwencje tworzą
geny. W normalnych warunkach ludzkość chcąc uzyskać daną cechę, na przykład u rośliny,
krzyżowała organizmy z innymi roślinami i czekała na potomstwo. W tym przypadku
mimo nienaturalności takiej
krzyżówki, to Natura decydowała jak połączyć geny, a czego lepiej nie łączyć dając w swojej osobie
najlepszego strażnika bezpieczeństwa. Oczywiście aby rośliny czy zwierzęta się
krzyżowały musiały być blisko spokrewnione.
W przemyśle biotechnologicznym poszliśmy na skróty i zaczęliśmy wycinać
interesujące nas geny z jednego organizmu i wprowadzać je do drugiego. W tym
przypadku interesujące nas geny mogą pochodzić z organizmów, które są z innych
gatunków, a co wcześniej było niemożliwe.
Co dziwniejsze inżynieria genetyczna zaczęła łączyć geny dwóch światów w jednym
organizmie, czyli geny roślin i zwierząt. Trzeba przyznać, że idea wybierania i
wszczepiania genów nas interesujących w dany organizm jest z pozoru bardzo
kusząca. Jednak od razu zauważmy, że działając w ten sposób jesteśmy w stanie
przypadkowo stworzyć sztuczne geny, które do tej pory nigdy nie występowały w Naturze.
Analizując proces modyfikacji genetycznej musimy zdać sobie sprawę, że już
jakiś czas temu odkryto, że geny nie
kodują tylko jednego rodzaju białka jak wcześniej sądzono. Niektóre z genów
mogą tworzyć duże ilości odmian białek, które potrafią osiągnąć liczbę
kilkunastu tysięcy, choć większość genów ludzkich może kodować dwie lub trzy odmiany
białka (no przynajmniej według naszej obecnej wiedzy, która przecież ciągle się
zmienia). Mówiąc inaczej jeden gen równa się więcej niż tylko jeden projekt dla
danego białka. Ten fakt mówiący o tym, że geny potrafią kodować więcej niż
jedną odmianę białka, może tłumaczyć czemu tak często organizmy genetycznie
modyfikowane mają cechy niepożądane
przez ich stwórców. Dodatkowo według najnowszych odkryć pomocnik w tworzeniu
białek dla DNA, czyli RNA może zostać zmienione na późniejszym etapie tworzenia
białka, przez co pierwotny skład danego białka może przyjąć inną formę. Oznacza
to, że nowo wytworzone białko może być inne niż to zgodne z genem DNA i
organizm poza DNA ma jakiś wpływ na końcowy projekt danego białka. Ten
mechanizm w mojej ocenie także przyczynia się do produkcji nieoczekiwanych białek w organizmach GMO. Mówiąc bardziej ogólnie
kiedy wprowadzamy geny do danego organizmu z innego gatunku, harmonijna
współpraca genetyczna zostaje mocno zakłócona. Oczywiście firmy
biotechnologiczne wprowadzające nowe organizmu GMO na rynek doskonale zdają
sobie z tego sprawę, ale póki co udają że tego problemu nie ma, ponieważ ta kwestia jak na razie jest zbyt skomplikowana
aby móc ją opanować. Czyli obowiązuje zasada jak nie widzę problemu, to znaczy że go nie ma.
Teraz przypatrzmy się samej technice wszczepiania nowych genów do komórki
nosiciela. A więc jeśli ktoś myśli, że jest to bardzo dokładny i precyzyjny
proces, to raczej bardzo się myli. W praktyce jest to brutalne wstrzeliwanie
danego genu jednego gatunku do DNA innego przy pomocy „genetycznego pistoletu”.
Czyli naukowiec nanosi interesujące go geny na maleńkie odłamki złota (lub
innego materiału, np. wolframu), po czym wcelowuje tym „nabojem” (a raczej całą
serią naboi) w szkiełko na którym
znajdują się tysiące komórek docelowych. Kiedy seria naboi zostanie wystrzelona
z obcym genem, to naukowiec ma tylko nadzieję, że choć kilka odłamków złota pokrytych
genami trafią w odpowiednie miejsce w sekwencji DNA którejś z komórek. W tym
miejscu trzeba zauważyć, że nawet kiedy przypadkiem uda się trafić danym genem
w odpowiednie miejsce na łańcuchu DNA, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że
geny rodzime danego organizmu zostaną naruszone, ponieważ właśnie uderzył je z
dużą prędkością odłamek metalu. Stąd nowo utworzone DNA komórki może zacząć
produkować rozmaite białka, w tym toksyny, które wcześniej nie występowały w danym organizmie.
Teraz naukowiec musi tylko zweryfikować, którym komórkom udało mu się
wstrzelić obce geny do DNA. Robi to w ten sposób, że wcześniej do
wystrzeliwanego genu dodatkowo przyczepił gen powodujący odporność na
antybiotyki, gen o nazwie ARM. Ten gen sprawia, że komórka, w której udało się
wszczepić nowy gen jest odporna na antybiotyki. Czyli teraz wystarczy dać
morderczą dawkę antybiotyków i zobaczyć, które komórki przeżyją. Na marginesie
statystycznie taki test przeżywa tylko jedna na tysiąc komórek. Czyli widzimy,
że prawdopodobieństwo wstrzelenia genu wynosi 0,1%. Trochę mało jak na precyzyjną
technologię. Jest jeszcze inna technika genetycznej modyfikacji za pomocą
bakterii, ale z tego co mi wiadomo jest rzadziej stosowana więc ja sobie
pomińmy (choć ona także budzi podobne kontrowersje i jak dla mnie może okazać
się jeszcze bardziej zgubna dla ludzkości).
Jak widzisz kiedy dokładnie przyjrzymy się technologii tworzenia
genetycznie modyfikowanych organizmów jakoś od razu podświadomie czujemy, że ta
technika może wyrządzić wiele złego na tym świecie. Mianowicie możemy
przypadkiem wytworzyć zupełnie nowe białka, które mogą okazać się toksyczne dla
ludzi, a na które nie mamy jeszcze
lekarstw, nawet tych dawanych nam przez Naturę. Wystąpienie nieprzewidzianych reakcji genów
znacznie wzrasta wraz z ilością wprowadzanych genów. Z drugiej strony skoro
jedząc dane pokarmy spożywamy także DNA, to nasze bakterie jelitowe mogą
przejąć gen ARM (ten który powoduje, że dany organizm jest odporny na
antybiotyki) i mogą przekształcić się w bakterie odporne na antybiotyki. Na
wszelki wypadek raz jeszcze podkreślę, że badania na zwierzętach wykazały, że
spożywane wraz z pokarmem DNA spokojnie przetrwało procesy trawienia i można je
było wykryć we krwi, w wątrobie, w śledzionie czy w ściankach jelit. Nie jest to co prawda udowodnione, ale
osobiście bałbym się, że kiedy zjem roślinę zmodyfikowaną genetycznie tak, aby
sama potrafił produkować pestycydy, to może to sprawić, że moje bakterie
jelitowe staną się samonapędzającą maszyną do produkcji pestycydów. Wtedy całe
moje ekologiczne żywienie byłoby co najmniej nie do końca prawdziwe. Z resztą dziś już przeprowadzono badanie
naukowe gdzie wykryto u ludzi, że bakterie jelitowe przejęły gen odpowiedzialny
za odporność na środki chwastobójcze znajdujący się w soi GMO.
Dopowiedzmy sobie jeszcze, że geny macierzyste DNA danego organizmu mogą
zostać wyłączone, kiedy w ich środek wbijemy wystrzelone geny obce. Stąd dany
organizm może zostać pozbawiony potrzebnych mu białek, ponieważ nie będzie miał możliwości do
skorzystania z projektów potrzebnych do ich stworzenia, jakimi są geny. Pewnie
to jest przyczyną czemu rośliny GMO mają inny skład odżywczy niż ich naturalne
odpowiedniki. Poza tym nowy „wstrzelony” gen jest zupełnie nowy dla komórki i
ona nie wie specjalnie czy powinna z
niego korzystać czy też nie. Dlatego naukowcy wstrzeliwując nowy gen od razu dodają
coś w rodzaju „przełącznika”, który ustawia nowy gen w położeniu „pracuj”. Czyli
taki gen pracuje bez przerwy, co akurat w środowisku naturalnym nie występuje. Ten zabieg może
spowodować powódź nowych białek w danym organizmie, których komórka nie powinna była w ogóle produkować.
Aby zobaczyć jaka jest genetycznie modyfikowana żywność przyjrzyjmy się
jednemu z bardziej „polskich” produktów, czyli ziemniakom. A więc ziemniaki
zmodyfikowano tak, aby same wytwarzały środek owadobójczy, w tym przypadku
lektynę. Jeśli jakikolwiek owad zjadłby takiego ziemniaka, szybko zakończyłby
swoje życie, ponieważ tak zwana toksyna Bt produkowana przez ziemniaka szybko
by go zabiła (podobne geny są wszczepiane w innych roślinach GMO). Tutaj aby
udowodnić bezpieczeństwo takich ziemniaków firma biotechnologiczna może
testować odpowiednie dawki lektyny podane szczurom i obserwować czy szczury
zachowują zdrowie. Tak też zrobił jeden z naukowców i podawał szczurom dawkę
toksyny Bt o około osiemset razy większą niż tą wytwarzaną przez ziemniaki.
Szczurom nic się nie stało i w
normalnych warunkach to już byłby dowód, że takie ziemniaki są bezpieczne dla
ludzi. Jednak ten naukowiec nie był
związany z branżą biotechnologiczną i nie
chodziło mu o udowodnienie, że taki ziemniak GMO jest zdrowy. W związku z tym badał
dalej ziemniaki modyfikowane, tym razem po prostu karmiąc nimi bezpośrednio
szczury. Jak się pewnie domyślasz szczury w tych eksperymentach nie wypadły za dobrze, a mówiąc szybko
i specjalnie nie przedłużając ich
organy były uszkodzone, układ odpornościowy pracował bardzo słabo, a w ich
ciałach rozpoczęły się różne procesy chorobowe. Ich podupadanie na zdrowiu
zaczęło się już dziesiątego dnia eksperymentu.
Jednak w tym eksperymencie nie
to było najważniejsze, że szczury szybko traciły zdrowie jedząc ziemniaki GMO. Opisałem
badanie bardzo skrótowo, ale naukowcy badali oczywiście różne modyfikacje
ziemniaków. Wnioskiem było to, że to nie
toksyna produkowana przez zmienione ziemniaki im zaszkodziła, ale sama zmiana
ich genetyki. Jak dla mnie najważniejszym odkryciem, którym każdy z naukowców
zajmujący się GMO powinien się zainteresować, był sam skład chemiczny
ziemniaków. Mianowicie ziemniakom wszczepiono tylko jeden gen, ten produkujący
środek owadobójczy. Innych zmian w DNA ziemniaków nie wprowadzono. Mimo to, że ziemniaki GMO były hodowane w tych samach
warunkach co naturalne, to ich skład odżywczy znacznie się od nich różnił. Przykładowo
zawierały o 20 procent mniej białek niż odmiana naturalna. Czyli okazało się,
że zmieniając tylko jeden gen przypadkowo wpływamy na całą strukturę danego
organizmu. Idąc dalej co wydaje się bardzo niepokojące
odkryto, że drugie pokolenie ziemniaków GMO także różniło się składem
chemicznym, tylko tym razem nawet od swoich rodziców. To powinno dać nam jasno
do zrozumienia, że żywność GMO jest bardzo niestabilna
i DNA takich produktów bardzo się zmienia w ciągu lat. Oznacza to, że nie jesteśmy w stanie nie tylko przewidzieć konsekwencji
modyfikacji w danym organizmie, ale także nie
mamy wpływu na to co będzie się działo z DNA naszego tworu w kolejnych pokoleniach.
Jak dla mnie brzmi to przynajmniej trochę groźnie.
Z powyższego eksperymentu ważny jest także wniosek, że gdyby ludzie zaczęli
stosować dietę podobną do tej z badania, czyli składającą się z ziemniaków GMO,
to schorzenia występujące u szczurów wyszłyby u ludzi dopiero po kilku latach.
W związku z tym prawdopodobnie nikt by w ogóle nie łączył przyszłych chorób z żywnością modyfikowaną genetycznie
tym bardziej, że przecież nie jest
ona oznaczana. Warto też zauważyć, że kierownik tego badania zaraz po
ujawnieniu wyników został zawieszony. Dzisiaj nawet wydawałoby się niezależne instytucje badawcze takie
jak mamy na uniwersytetach są de facto uzależnione od dotacji przemysłu i
sponsorowanych przez nich badań. Jakoś tak się stało, że władze zarówno w USA
jak i w Europie przekazują coraz mniej pieniędzy na badania, a lukę brakujących
ciągle środków wypełniły firmy prywatne, które jak się łatwo domyślić mają z
góry jasno określone cele w przeprowadzanych eksperymentach (na przykład w
Wielkiej Brytanii mającej najbardziej popularne Uniwersytety w Europie około
90% funduszy na badania pochodzi od firm prywatnych). W sumie właśnie
stwierdziłem, że warto napisać osobną publikację o badaniach naukowych, co też
uczynię. Mimo wszystko trafiają się niezależni
i pełni pasji naukowcy, którzy co jakiś czas ujawniają wyniki swoich badań.
Jedni z takich naukowców ogłosili, że motyle monarchy giną od pyłków kukurydzy
modyfikowanej genetycznie, która teoretycznie miała wytwarzać tylko środek
przeciwko pasożytom. Czyli przypadkiem stworzyliśmy roślinę, która jest poza
naszą kontrolą i ma bezpośredni wpływ na środowisko w którym żyje.
Warto też zwrócić uwagę jak GMO będące mimo wszystko tematem bardzo kontrowersyjnym
jest wprowadzane na rynek. Mianowicie to, że badania robią same firmy zainteresowane,
czyli de facto producenci już jest co najmniej dziwne, no ale podobnie jest w
branży farmaceutycznej. W tym obszarze było tak wiele afer pokazujących
oszustwa branży związanej z GMO, że nawet nie
ma sensu specjalnie tego tematu drążyć. Warto też wiedzieć, że wiele razy ujrzał
światło dziennie fakt, że badania nad GMO są bardzo źle zaplanowane, tak jakby
ktoś specjalnie nie chciał czegoś
znaleźć. Ten wątek także jest długi więc
nie będę go rozwijał. Jednak aby cokolwiek napisać na ten temat, to jako
przykład podam badanie firmy Monsanto nad jej flagowym produktem, czyli soją
GMO. Na przykład w tym badaniu mającym ukazać bezpieczeństwo takiej soi karmiono
tylko dorosłe osobniki szczurów, a nie
rozwijające się, co dla zorientowanych w badaniach nad GMO wydaje się zupełnie
jasne, że to poważny błąd. Poza tym w eksperymencie skład soi GMO w diecie
szczurów wynosił tylko około 10 procent. Skoro są tak pewni bezpieczeństwa
swojej soi, to ciekawe czemu ich soja była tak słabym elementem w diecie
szczurów? I na koniec badacze firmy Monsanto robiąc sekcje zwłok szczurów z
eksperymentu swoje pomiary wykonywali na oko i to dosłownie. Czyli zamiast
mierzyć czy ważyć dane organy i porównywać je do grupy kontrolnej patrzyli
swoim oczami czy wyglądają zdrowo. Taką ocenę nazwali nawet „obserwacja
wzrokową”. Czyli pewnie patrzyli na zwłoki szczurów mówili do siebie coś w
stylu: Jak myślisz zdrowa ta wątroba?
Może być, jest ok.
Podałem tylko ten jeden przykład, ale możesz mi wierzyć, że takich
żenujących badań przeprowadzonych przez przemysł spożywczy jest cała masa. Jednak
nawet najlepiej zaplanowane i przeprowadzane badania nie wyłapią wszystkich nowych toksycznych substancji w organizmach
modyfikowanych. Producenci oczywiście będę wykonywać tylko obowiązkowe badania,
a one są z góry skazane na porażkę, ponieważ pomijają zbadanie nowo
wytworzonych toksycznych białek, których budowy nikt z góry nie jest w stanie przewidzieć. Poza tym
możemy nie zauważyć większej produkcji
szkodliwych dla człowieka substancji czy też zwiększonej skłonności do
absorpcji choćby metali ciężkich czy pestycydów ze środowiska przez daną roślinę
GMO. Przemysł wykona tylko te badanie jakie będzie musiał, co nie jest równoznaczne z tym, że dany
produkt jest bezpieczny. FDA, czyli instytucja stojąca na straży bezpieczeństwa
żywności i leków w USA, nawet była zdania, że nie ma żadnej różnicy między genetycznie modyfikowanymi organizmami
a naturalnymi. Stąd głosiła tezę, że w ogóle nie ma potrzeby stosować jakiejkolwiek kontroli nad żywnością GMO.
W mojej ocenie kiedyś może się okazać, że sekwencja DNA to nie tylko to co widzimy, ale zgodnie z
duchem fizyki kwantowej, mogą tam być zapisane jakieś informacje energetyczne.
Może to one odpowiadają za pamięć międzypokoleniową, o której kiedyś napiszę.
Czyli wstrzeliwując cokolwiek w DNA możemy zmieniać coś, czego jak na razie nie znamy i nawet nie mamy szansy na zbadanie.
Z drugiej strony kiedy jeden ze znanych naukowców podważył badania
przedstawione we wnioskach dotyczących wprowadzania GMO na rynek Angielski
okazało się, że wnioski bez informacji publicznej zostały już dawno zaakceptowane
i mieszkańcy Wielkiej Brytanii niczego nieświadomi
od dwóch lat jedli modyfikowane pomidory, kukurydzę i oczywiście soję. Czyli nie dość, że branża biotechnologiczna
wykonuje sama badania nad bezpieczeństwem GMO, w których to wiele razy została
przyłapana na oszustwach i analizując je łatwo zauważyć ich tendencyjność, to
jeszcze korporacje dogadują się z rządami Państw drogą niepubliczną aby po cichu wprowadzać swoje produkty. Całe szczęście
w Europie jest duży opór społeczeństwa przed żywnością GMO i każdy szanujący
się rząd musi brać to pod uwagę. Stąd rynek GMO w Europie jest zdecydowanie
mniejszy niż w Stanach Zjednoczonych.
85% wszystkich genetycznie modyfikowanych organizmów żywych jest pod
kontrolą tylko jednej firmy, czyli Monstanto. Zarząd tej firmy jasno określił
swoje cele i to publicznie. Chcą oni aby wszystkie nasiona na świecie były
genetycznie modyfikowane i opatentowane. Czemu tak bardzo im na tym zależy?
Ponieważ wtedy przemysł biotechnologiczny przejmie cały rynek żywności,
żywności na którą będą mieli patent. Dzięki temu wszyscy rolnicy czy hodowcy
będę musieli kupować zarodki właśnie u nich i tylko u nich. Całe szczęście na
świecie znalazło się wiele osób, które doskonale zdają sobie sprawę z zagrożeń
związanych z GMO i oni na tyle mocno się sprzeciwili, że do dziś realizacja
planu przejęcia całej żywności przez korporacje się nie udała. W tym miejscu warto podkreślić, że to właśnie
Europejczycy jako pierwsi nie
zgodzili się na zalanie naszych talerzy genetycznie modyfikowaną żywnością.
Ciekawe w tym miejscu jest to, że Unia Europejska była wręcz skarżona przez
Stany Zjednoczone, które uważają, że łamiemy umowy międzynarodowe nie wpuszczając GMO na szeroką skalę na
nasze rynki. Możesz zadać sobie pytanie czemu niby rząd Stanów Zjednoczonych
miałby w ogóle wtrącać się w nasze sprawy, ale szybko uzyskasz odpowiedź kiedy zdasz
sobie sprawę, że Monstanto jest przecież firmą amerykańską. Działa w kraju
kierowanym przez lobbystów i rząd USA robi w większości to, czego oczekują od
niego korporacje. Pewnie nie bez
znaczenia jest też to, że przykładowo firmy biotechnologiczne w latach
1995-2000 wydały ponad 3,5 miliona dolarów na projekty wyborcze, czyli przekazali
te pieniądze politykom (przynajmniej oficjalnie). Prezes Monstanto sponsorował
także kampanie wyborcze prezydentów.
Jak instytucje państwowe pracujące w USA są uzależnione od korporacji
najlepiej widać na przykładzie FDA, czyli już wspomnianej instytucji mającej stać
na straży bezpieczeństwa żywności i leków. W interesującym nas
temacie FDA przeprowadziła badania we własnym zakresie nad pomidorami GMO, co
ciekawe na prośbę producenta tych warzyw. W tym badaniu wykazano, że szczury
karmione tymi pomidorami szybko nabywały uszkodzeń żołądka. W sumie możliwe
jest też to, że miały inne uszkodzenia narządów, ale nie wiadomo dlaczego badacze skupili się tylko na żołądku, a innych
organów nie badali. W tym badaniu
też siedem z czternastu badanych szczurów zmarło w trakcie dwóch tygodni
przeprowadzanych badań. Z mojej perspektywy takie badanie powinno dać wiele do
myślenia i czym prędzej należałoby je opublikować przez urząd chroniący nas
przez szkodliwą żywnością. Jednak FDA uznała, że nie warto pokazywać tego badania opinii publicznej i schowała je w
swoich archiwach. Jak się łatwo było spodziewać, do dziś żaden z producentów już
nie poprosił o przeprowadzenie badań
nad GMO przez FDA i od tego badania przemysł biotechnologiczny sam
przeprowadzania badania.
Współpraca agencji rządowych z prywatnymi korporacjami jest wręcz uderzająca.
Kiedy Monstanto zaczęło prace nad modyfikowaną genetycznie żywnością najpierw
musiała udać się do rządu, aby ten stworzył nowe przepisy dla nowego rynku.
Oczywiście te przepisy były zgodne z oczekiwaniami Monstanto. Poza tym nie bez znaczenia jest fakt, że osoby
dbające o nasze bezpieczeństwo zdrowotne raz pracują dla instytucji
państwowych, aby potem pracować dla korporacji i odwrotnie. Czasem można wręcz
wysunąć stwierdzenie, że dana osoba mimo iż czasowo pracuje w instytucji państwowej
po prostu została oddelegowana przez jakąś firmę aby wykreować dane przypisy i
następnie przypilnować ich wdrożenie. Przepisy oczywiście korzystne dla
przemysłu.
Zbliżając się już do końca naszej historii o GMO może warto przyjrzeć się
jak zwierzęta reagują na GMO. Na jednej z farm w Stanach Zjednoczonych rolnik
miał na swoim polu zarówno soję GMO, jak i naturalną. W pierwszym roku mieszkające
na pobliskim stawie gęsi podjadały zarówno soję GMO jak i naturalną. Jednak co
ciekawe w następnym roku gęsi już nie
tknęły soi GMO i jadły tylko naturalną. Na polu widać było dokładnie granicę,
która oddziela soję naturalną od tej GMO, ponieważ ta zmodyfikowana nie została nawet tknięta przez gęsi. Takich
przypadków kiedy dziko żyjące zwierzęta kiedy miały do wyboru naturalne i
genetycznie modyfikowane rośliny zawsze wybierały te pierwsze jest już całkiem
sporo.
Dodatkowo trzeba zauważyć, że możemy przyjmować zmodyfikowane genetycznie
produkty konsumując produkty zwierzęce pochodzące od zwierząt karmionych GMO.
Dzisiaj przemysłowo hodując zwierzęta używa się pasz GMO (z kukurydzy lub soi)
i kiedy jemy takie zwierzęta lub jemy produkty nabiałowe pochodzące od krów karmionych
GMO, możemy przypadkowo przyjąć zmienione geny. Aczkolwiek musimy odnotować, że
ryzyko to jest zdecydowanie mniejsze od tego kiedy byśmy jedli bezpośrednio
zmodyfikowane rośliny czy zwierzęta. Z drugiej strony historia kukurydzy GMO o
nazwie StarLink pokazuje, że nawet jeśli dany produkt GMO jest przeznaczony
tylko dla zwierząt może „przypadkowo” znaleźć się na naszych stołach. Tej
historii nie będę już opisywał,
ponieważ artykuł wyszedł mi i tak już dość przydługi, ale zainteresowanych
zachęcam do lektury historii o tej odmianie kukurydzy. Ten przykład powinien
wiele nas nauczyć jak w praktyce wygląda „kontrola” nad GMO. Stąd fakt, że
osobiście unikam soi i kukurydzy nawet tych organicznych może być bardziej
zrozumiały.
Warto też wiedzieć, że ogólne skojarzenie GMO tylko z roślinami jest nie do końca właściwe. Dzisiaj coraz częściej
modyfikuje się bakterie aby produkowały jakieś określone hormony, leki czy inne
produkty. Na przykład ostatnio zmodyfikowano tak bakterię, aby produkowała
sztuczną odmianę stewi, czyli naturalnego słodzika. Obecnie tez wiele
suplementów produkuje się dzięki genetycznie modyfikowanym bakteriom, w tym
także witaminy. Poza tym witaminy i inne suplementy często pozyskuje się z
roślin GMO (z kukurydzy czy z soi), dlatego warto wybierać te sprawdzone.
Rozmaite aminokwasy, enzymy czy nawet szczepionki także wykonuje się z pomocą
GMO.
Podsumowując już cały artykuł trochę humorystycznie zakończę go relacją z
jednego wydarzenia, które odbyło się w Minnesocie, a dotyczyło genetycznie
modyfikowanych pomidorów. Na tym spotkaniu prowadzący je demonstrował pomidory,
które miały 150 dni, a wyglądały zupełnie jakby były przed chwilą zebrane z
krzaka. Cała sala podziwiała prawie półrocznego pomidora, który wyglądał świeżo
i soczyście. W tym momencie jeden ze starszych uczestników tego zdarzenia,
biochemik, wstał i zadał dość niewygodne
pytanie: Jako biochemik muszę przyznać,
że czegoś nie rozumiem. Skoro
pomidor ten nie psuje się i nie gnije nawet po 150 dniach, to co
się stało z jego składnikami odżywczymi? Oczywiście nasz biochemik nie otrzymał odpowiedzi i za sprawą
dwóch młodych panów po cichu musiał opuścić salę. Myślę, że to jedno zdarzenie
jakoś wymownie kwituje wszystkie cuda związane z GMO. Tutaj można pytać dalej.
Jak mamy jeść coś, czego żaden robak nie
chce tknąć. Jak mamy jeść coś, co jest spryskiwane ponadprzeciętną ilością
pestycydów, ponieważ jest na nie odporne
(badania pokazują, że uprawy GMO są spryskiwane od dwóch do pięciu razy
bardziej). I na koniec jak mamy jeść coś, co samo produkuje pestycydy i potrafi
tego nauczyć nasze bakterie jelitowe…
Jeśli masz ochotę na seans odnośnie GMO, to dodałem moim zdaniem przyjemnie oglądający się film o tej materii. Film jest na pozycji nr 30 pod tytułem: Życie wymyka się spod kontroli, a znajduje się w naszej filmotece. Wcześniej też dodałem film na pozycji 14, czyli Przyszłość pożywienia, który także warto obejrzeć
Jeśli masz ochotę na seans odnośnie GMO, to dodałem moim zdaniem przyjemnie oglądający się film o tej materii. Film jest na pozycji nr 30 pod tytułem: Życie wymyka się spod kontroli, a znajduje się w naszej filmotece. Wcześniej też dodałem film na pozycji 14, czyli Przyszłość pożywienia, który także warto obejrzeć
GMO to niebezpieczna zabawa.
Kiedy wyprodukujemy coś wadliwego,
Możemy to zniszczyć lub naprawić.
Natomiast tworząc złą roślinę lub zwierzę,
Wpuszczamy do środowiska tykającą bombę.
Bombę, której nie ma możliwości wyłączenia!
To sztuczne jedzenie mnie przeraza,nie jem kukurydzy I soji,jablka tylko z mojego ogrodu,warzywa od sasiada z malutkiej farmy.Nie kupuje krzyzowek nasion F1 tez mi sie nie podobaja czy to nie podobne troche do GMO?W pierwszym Roku piekne plony ale juz nasiona zebrine z kolejnych juz bardzo slabiutkie geny. Marian co ty o tym myslisz? Izabela
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie,
UsuńNasiona F1 są zdecydowanie bliższe naturalnych niż GMO. Tutaj mimo iż czasem dość radykalnie się krzyżuje rośliny, to samo DNA zmienia Natura, a nie człowiek. Dlatego raczej są bezpieczniejsze. Aczkolwiek nie mam aż takiego doświadczenia w przypadku tych roślin i odnośnie praktyki ich hodowli mało wiem. Skoro mówisz, że drugie pokolenie jest zdecydowanie słabsze to oznacza, że coś jest nie do końca dobrze. Osobiście nie kupiłbym takich nasion, ale chyba nie można ich stawiać na jednej linii z GMO. Moi rodzice mają zwykłe nasiona, które już od kilku lat sami sobie gromadzą i ich rośliny raczej są bardzo mocne. Czasem nie wiem czemu tak na siłę chcemy zmieniać to co już mamy, a mieliśmy naprawdę dobre rośliny (i gdybyśmy tylko chcieli to moglibyśmy je dalej mieć)...
Pozdrawiam,
Marian
Źródła?
OdpowiedzUsuńJakiekolwiek?
Artykuł pisałem ponad 5 lat temu więc odnalezienie źródeł zajęłoby mi zbyt wiele czasu aby teraz chciał to robić. Ale dziś bez problemu można znaleźć książki na ten temat. Jedną z których pamiętam to choćby "Nasiona Kłamstwa".
UsuńPozdrawiam,
Marian
Szkoda, że tak mocne stwierdzenia, gdzie autor na podstawie jednego przypadku wyciaga wnioski nie poparte są żadnymi linkami.
OdpowiedzUsuńDodatkowo - czy przypadkiem rośliny, które nam służą od wieków, jak zboża nie są modyfikowane genetycznie przez człowieka właśnie ?